poniedziałek, 31 grudnia 2012

Summing up the (half)year/Podsumowanie (pół) roku






Koniec roku, a więc czas podsumowań. Blogerzy robią rankingi najczęściej odwiedzanych i komentowanych postów, ilości stworzonych tekstów. Niektórzy chwalą się tym gdzie byli i co robili. Dla mnie ten wpis ma dwojaki wymiar. 
Po pierwsze, zamyka pół roku odkąd zreanimowałem wschodoznawcęnawynaniu po prawie trzyletniej przerwie. Nie dość, że znowu zacząłem pisać, to zmieniłem miejsce publikacji i powstało tych wpisów dużo więcej, niż poprzednio. Blog zaczynałem pisać jako opis moich przygód po przeprowadzce do Londynu, ale dosyć szybko i swobodnie ewoluował on w bloga o wszystkim co wydało mi się interesujące. 
Po drugie zakończyłem pewien etap w życiu i, tak na prawdę, cały czas zaczynam kolejny. I tak, wbrew pozorom jest to związane z blogiem. No ale do rzeczy:

Od przywrócenia do życia bloga wschodoznawcanawygnaniu opublikowałem 36 wpisów, daje to wpis co daje trochę więcej niż jeden wpis na tydzień. Blog był odwiedzany trochę ponad 7000 razy, a najchętniej czytaliście o tym, czy można stworzyć produkt dla każdegodlaczego zapuszczam wąsajak uporządkować swoją pocztę email. Sporym zainteresowaniem cieszyły się także oba wpisy z cyklu niedzielnego, który nadal nie posiada swojej nazwy (skłaniam się ku wersji "Niedzielnik"). 
Większość waszych wejść została odbyła się poprzez linki umieszczone na Facebook'u, trochę mniej wejść bezpośrednich. Co do ruchu z Google, to zdecydowane wygrywały zapytania o krem do wybielania miejsc intymnych oraz magię świąt i spot z Rysiem z klanu.
W sumie czytaliście mnie będąc przynajmniej w 20 różnych krajach na 3 kontynentach (kilkanaście wejść nie zostało rozpoznanych). 

To tyle jeżeli chodzi o statystykę. Czas na moje przemyślenia odnośnie bloga. Generalnie cieszy mnie to, że regularnie odwiedza mnie kilkaset osób. Mimo, że strasznie dałem ciała jeżeli chodzi o regularność wpisów. Zmiana treści na blogu spowodowała, że zająłem się wszystkim i niczym, a to odbiło się na jakości i częstotliwości wpisów. Po tych sześciu miesiącach widzę, co Was interesowało i gdzie popełniłem największe błędy. Wyciągnę z tego wnioski w 2013 roku. 
Mimo zapewnień tylko znikoma ilość wpisów została opublikowana także w języku angielskim. Czasami tłumaczyłem sobie, że wynika to z tego iż treść wpisu może być interesująca tylko dla odbiorców z Polski. Teraz wiem, że decyzję o tym, co chcą czytać, powinienem pozostawić czytelnikom, czyli dać im możliwość wyboru języka.
Wiem już, że rzecz do zmiany w najbliższym czasie, to szablon bloga na bardziej przejrzysty oraz dający możliwość przeglądania w dwóch językach. Może się okazać, że w takim wypadku zmienię również domenę i/lub przeprowadzę się na Wordpress'a. Ale to pieśń przyszłości. Póki co, chcę się skupić na sprecyzowaniu tego, o czym chcę pisać. Wiem już, że social media/nowe media, to temat, który mnie interesuje bardzo. Do tego dochodzi kwestia organizacji swojego życia zawodowego i prywatnego. Możecie się spodziewać w najbliższym czasie tekstów z tym związanych. Zdecydowanie pozostanę przy opcji cotygodniowego przeglądu przez polskie (póki co) internety, widziałem po ilości wejść, że się podobało brakowało tylko dyskusji, ale też nie popisałem się nie publikując nic przez ostatnie dwa tygodnie. Nie oznacza to, że powstrzymam się całkowicie od wpisów o tematyce innej niż wspomniana, ale będzie tego znacznie mniej.

Jako, że wpis kończący rok 2012 nie może obyć się bez życzeń to:

Życzę Wam aby kolejny rok był taki jaki chcecie aby był. Czyli żeby się marzenia spełniły.Życzę też aby chciało Wam się komentować to, o czym tutaj piszę, a gdy się spodoba, to przekazali linka znajomym na Facebook'u i innych mediach społecznościowych. Wygranej na loterii wam nie życzę, bo to moja działka.

Do zobaczenia w przyszłym roku!

End of the year, the time of summaries. Bloggers are making the summary of the most read posts and the amount of published articles. Some of them are showing off what they have done and where they have been in the past year. For me this post has a double meaning.

Firstly, in a few days it will be exactly half a year since I reanimated this blog after almost a 3 years long break. I have not only started writing again, but also have changed the hosting service and created much more content. At the beginning it was meant for describing my life after moving to London, but quickly it became a blog about everything I found interesting. 
Secondly in 2012 I have finished some part of my life. And what is more important I am starting a new one. And it is somehow connected with this blog. 

Since bringing wschodoznawcanawygnaniu back to life I have written 36 posts, which gives a little bit more than one post a week. You have visited it over 7000 times, and the most often you wanted to get know is it possible to make a product for everyonewhy I'm growing moustachehow to make your email more organised. Also both posts about what happened in Polish social media in the past week seem to be popular (I'm still searching for a name for it!)
Most of the traffic had a source in links posted on Facebook. Direct entrances were slightly lower. The traffic from Google was mostly created by questions about: genital whitening creamChristmas magic and the public advert against dog cruelty.
The blog has been read in, at least, 20 countries on three continents (quite a few entrances were not recognised).


That's all about statistics. It is time for my thoughts about the blog. In general I am very glad that regularly, every month a few hundred people have been reading it, even though I screwed up when it comes to writing and posting regularly. Changing things to write about on the blog was a reason of writing about everything and not focusing on certain topics. It reflected in the amount and quality of posts. After this first six months I can see what was interesting to you and where I made the biggest mistakes. This will be a lesson for the next year.
Even though I was promising so, only a small amount of text was published in English. Sometimes I was explaining myself by the fact that the content would be interesting only for a Polish reader. Now I know that the decision is it interesting or not should be left to you and because of that posts should be written in both languages.
I know already that in the near future I will change the template of the blog to a simpler one, allowing switching between Polish and English language. It may also be an excuse to change a domain and switch to Wordpress. It is not certain yet. For now I am going to focus on specifying what I want the blog to be about. I know now that social/new media are extremely interesting to me. Also self-organisation of work and private life are the things I will write about. I will definitely continue the weekly post about interesting things in Polish (for now) social media and online marketing, as I saw that you liked it.

As it is the last post in this year, I wish that 2013 will be as you want it to be. Also I wish you more willingness to write comments here and share the content you will find interesting with your friends. I don't wish you winning the lottery, because I want to win it as well.


See you next year!






środa, 19 grudnia 2012

Czy warto zmienić podejście?


Leciałem dwa dni temu do Katowic. Ze względów finansowych wybrałem Ryanair’a jako przewoźnika. Dzisiaj pewnie bym już tego nie zrobił, bo wprowadził on od 30.11.11 nową opłatę, która zrównała go w cenach z Wizzair’em, który świadczy znacznie lepsze usługi i pozwala na zabranie większego bagażu rejestrowanego. A właściwie nie wiem, czy bym nie zrobił, bo poniedziałkowy lot mile mnie zaskoczył.

Generalnie wszystkie moje dotychczasowe loty do/z Londynu wyglądały podobnie. W jedną stronę polscy pasażerowie narzekają, że drogo znowu będzie, że ten funt, że królowa, a czasami Beatels’i. W drugą, że smród , kiepskie drogi no i co znowu Donald z Jarkiem odstawiają. A po za tym, to jeszcze Smoleńsk i Rosjanie w tle. I nawet nie macie pojęcia jak bardzo jest to denerwujące. Kominek opublikował niedawno tekst o tym jak Polacy zachowują się w samolocie. No i podpisuję się pod nim obiema rękami i nogami. No bo jak ktoś lecąc o 7 rano zalewa się w trupa (najpierw łojąc browary przed odprawą, bo przecież w podręcznym się nie da przenieść na pokład), to nijak dobrze nie świadczy. Do tego w ciągu kilku minut stania w kolejce do nadania bagaży widziałem 4 osoby wykłócające się z obsługą, że przecież mają jedną sztukę bagażu podręcznego, a ten laptop/torebka/aparat, to się nie liczy. Ludzie! Czy aż tak ciężko zrozumieć słowa „jedna sztuka bagażu podręcznego wliczając w to laptopy, torebki, aparaty i produkty nabyte w bezcłowym”? Do tego komunikat ten jest podawany w kilku językach, więc nie ma bata – zrozumieć trzeba. No najlepszy był facet, który chyba swój monopolowy chciał zaopatrzyć, bo kupił 5 siatek z alkoholem po odprawie i nijak nie miał szans na zmieszczenie tego w, i tak wypchanym do granic możliwości, bagażu podręcznym.






Jednak wczorajszy lot był inny. I nie dlatego, że nagle Ryanair stał się liniami na miarę Emirates. Po ostatnim locie zauważyłem, że przez fakt zwracania uwagi na innych podczas lotu, sam napędzam swoją złość. No bo co obchodzi mnie, że ktoś jest tępym, wiecznie narzekającym idiotą? Dlaczego denerwuje mnie wstawanie na busa o 4:30, jeżeli jest to mój wybór podyktowany lepszą ceną lotu bladym świtem? Jedyne co się nie zmienia, to dyskomfort podczas opłacania wszelkich ekstra kosztów na stronie przewoźnika. Ale na to rady nie ma, jeżeli lata się „tanimi” liniami. Albo podręczny, albo trzeba słono bulić. Nie da się też uniknąć oczekiwania na wejście na pokład po nadaniu bagażu. Można za to nie stać jak taki ciołek przez 55 min. w kolejce przed bramką. Przecież po wprowadzeniu dodatkowych opłat i obowiązku rezerwacji (ach te „tanie linie”) siedzeń przy wyjściach ewakuacyjnych, które mają więcej miejsca na nogi, nie ma znaczenia czy wejdzie się na pokład jako pierwszy, dziesiąty, czy setny. A i tak za każdym razem jestem świadkiem wydarzeń jak podczas amerykańskich wyprzedaży. Aż się zacząłem zastanawiać, czy Polacy jako naród nie mają wrodzonego „syndromu kolejkowego” po dekadach stania po mięso, czy inne buty.

Wczoraj wchodziłem na pokład jako ostatni. Dało mi to dodatkowo prawie godzinę, podczas której mogłem w wygodnie czytać. A po wejściu na pokład okazało się (miałem na to cichą nadzieję), że siedzenia zaraz przy frontowym wejściu są wolne i obsługa samolotu pozwoliła je zająć ot tak, bez żadnych dodatkowych opłat. Oznaczało to, że opuściłem pokład jako pierwszy i ominąłem kolejkę przy odprawie paszportowej, a potem wygodnie mogłem usiąść i czekać na bagaż. Dodatkowo wyłączyłem się z wysłuchiwania narzekań i uwag odnośnie lotu (który był naprawdę przyjemny: mało turbulencji, tylko jedno płaczliwe dziecko i brak zbyt rozochoconych alkoholem rodaków), oraz wspomnianej już kolejki do okienka celnika. Jedyny raz kiedy podniosło mi się ciśnienie, to gdy w kawiarni na lotnisku musiałem wysłuchać pewnego idioty strofującego obsługującą go kelnerkę za nieposprzątany stolik. Zamiast poprosić o zebranie naczyń (lub zebranie tej filiżanki i talerzyka do lady) musiał na głos ją zrugać i poprawić tekstem, „że w Londynie byłoby to nie do pomyślenia”. Jest to oczywiście bzdura, wszędzie jest to do pomyślenia, szczególnie przy dużej ilości klientów. A facet był zwykłym chamem, ot co.  Na moją uwagę, że mógłby być trochę grzeczniejszy nie odpowiedział tylko rzucił „kurwą” albo innym „przerywnikiem” pod nosem i poszedł do swej blond lubej w białych kozakach.

W każdym razie chodzi mi o to w tym wpisie, bo jeszcze tego nie wyartykułowałem, żebyście nie przejmowali się innymi. Żeby uodpornić się na deblizm i chamstwo. Przy czym trzeba tępić to drugie jak tylko jest taka możliwość.

Bądźmy pozytywni. Jeżeli dokonujemy wyboru, to starajmy się nie szukać tłumaczenia „bo musiałem”. Niewiele w życiu musimy. W zasadzie to musimy tylko jedno. Gdy to zrozumiecie życie stanie się dużo łatwiejsze.

niedziela, 16 grudnia 2012

Niedzielnik?





Jak zapowiadałem tak i jest. Drugi odcinek z serii o tym co piszczy w polskich “internetach” i czym zajmowały się nowe media w ostatnim tygodniu.


1)      Mafia dla psa
Akcja, której poświęciłem osoby wpis. Wzbudziła olbrzymi odzew medialny, do tego stopnia, że przeniknęła do mediów tradycyjnych i Piotr Cyrwus wystąpił w piątkowym Dzień DobryTVN .
Do chwili obecnej film obejrzało prawie dwa miliony ludzi. A przypomnę, że minął tylko tydzień od jej publikacji. Do tego dochodzi kwestia filmu, który linkowałem, a który został usunięty za naruszanie praw autorskich.  No i jeszcze osób, które oglądały poranny program TVN’u. Ilość w tym wypadku przełożyła się na jakość, gdyż w niespełna 48h uzyskano cel, czyli uzbieranie 50 tyś. złotych polskich na pomoc fundacji. Obecnie kwota ta sięgnęła 164% zakładanej.Jeżeli jeszcze nie dołożyłeś swojej, przysłowiowej, złotówy, to masz czas do końca grudnia. Nie zmarnuj tej szansy!

Od razu mówię, że ani trochę nie rozumiem troli i hejterów, którzy okrzyknęli kampanię plagiatem zerżniętym z tej brytyjskiej reklamy (do czerpania z niej inspiracji przyznaje się sam reżyser).Podobne zdanie mam na temat określania policjanta mianem „psa”, oraz użycia stwierdzenia „cham ze Śląska”. Jak dla mnie mógłby to być nawet cham z Warszawy, czy też Poznania. Śląsk jednak wpisał mi się tymi ogórkami w furze, wszak to ujęcie rodem z pociągu PKP. Brakuje jeszcze jaja na twardo i kiełbachy. Tak więc nie narzekać, tylko wrzucać do wirtualnej puszki.

Zdecydowanie jedna z lepszych kampanii społecznych, które widziałem w mijającym roku.

2)      „Jestę blogerę” vs. „Jestem blogerem”

Środowisko blogerów zawrzało. Segritta opublikowała w środę na swoim blogu opis problemów jakie miała z firmą Nikon.  Polska blogosfera zawrzała. Pisali o tym chyba wszyscy liczący się blogerzy, jednak mediafun, Natalia Hatalska oraz Popydo ujęli problem w najszerszym kontekście. Polecam zajrzenie do ich artykułów.

Moim zdaniem najważniejszym pytaniem, na które muszą odpowiedzieć zarówno blogerzy, jak i firmy z nimi współpracujące, to na ile współpraca ma się opierać na „darmowych upominkach” (w cudzysłowie, bo producent liczy na dobrą recencję danego produktu, ewentualnie wspomnienie o marce na blogu), a na ile na twardych umowach. Bo, jak słusznie zauważyła Natalia Hatalska, wysyłanie blogerom upominków, które są krótko mówiąc nic nie warte, spowoduje, że budżet na współpracę z blogerami będzie coraz niższy. Do tego afery takie nie pomagają wizerunkowi blogera.

3)      Za zimno na siku

Najświeższym hitem internetu, tym razem sięgającego aż (nie)dalekiego UK jest zdjęcie toalety w pociągu Przewozów Regionalnych.

Zdjęcie toalety, w której ktoś prawdopodobnie zostawił otwarte okno,co przy sypiącym śniegu dało efekt iście postapokaliptyczny, obiegło już cały internet minimum dwa razy, a do tego wylądowało na stronach dzienników brytyjskich (np tutaj i  tutaj). Generowało to sporo ruchu w internecie. Wystarczy poszukać w googlach.

4)      A dzisiaj na antyweb.pl pojawił się artykuł o świetnej akcji Google Analytics. Ukazuje on jak mogłyby wyglądać nasze zakupy w realnym sklepie, gdyby przenieść do nich zwyczaje z portali internetowych. Zakładam, że niedługo pojawią się nowe spoty tego typu.


To wszystko w dzisiejszym wydaniu, no właśnie ciągle nie wiem jak nazwać te wpisy, ale niewątpliwie jakaś nazwa powstanie do końca roku (przynajmniej mam taką nadzieję).

wtorek, 11 grudnia 2012

The end of the world is coming


Koniec świata przepowiada się już od ponad tysiąca lat. Nie nadszedł 31 grudnia 999 roku, ani 1000 lat później. Miał nadejść jutro, jednak teraz mówi się o tym, że to jednak 21 grudnia jest ostatnim dniem w kalendarzu majów i to już będzie koniec na pewno. A jak wiemy, majowie budowali piramidy-lotniska dla kosmitów, więc pewnie mieli jakieś podstawy do tego, żeby nie tworzyć kolejnych lat w kalendarzu. Ergo – koniec świata jest bliski.

No właśnie , będzie ten koniec świata, czy nie? Mi jak się kończy kalendarz w grudniu, to kupuję nowy, na następny rok. Może Majowie zwczajnie nie ogarnęli kalendarza podczas najazdu z konkwistadorów i dlatego kończy się on za 10 dni?
Jeżeli już ma ten koniec świata, wielka apokalipsa i panowanie antychrysta nadejść, to co wtedy chcielibyście robić? Bo ja chyba bym chciał się wyluzować. Pić drinka w jakimś zajebiście ciepłym miejscu i podziwiać .
Tylko właśnie co podziwiać? Jak ten koniec świata nastąpi? Sprzątaczka na Kremlu wciśnie TEN czerwony guzik? Wielki metoryt, którego istnienie jest ukrywane przez władców tego świata, uderzy w Ziemię? A może pojawi się Gog i Magog albo siedmiogłowa besta apokalipsy? A może Sköll i Hatidogonią swe ofiary i nastanie Ragnarök – zmierzch bogów?
A może tak zwyczajnie nagle nie będzie niczego?

Macie jakieś pomysły? Wierzycie? Jak byście spędzili te 10 dni, gdyby rzeczywiście miały być ostatnimi przed nadejściem Jeźdźców Apokalipsy?

The end of the world has been predicted for more than a thousand years. It didn’t come on the 31st December 999 or one thousand years later. It’s meant to be tomorrow. Right now it seems that the end of the world will come with the end of the Mayan calendar which ends on the 21st of December. And as we know, Mayans have been building pyramid-landing grounds for aliens, so I guess that they had a reason for not extending the calendar. Ergo – the end of the world is coming.

So what do you think? Is THE END coming? When my calendar is going to finish I buy a new one for the next year. Maybe Mayans didn’t manage to make a new one before Conquistadors conquered them. Maybe that’s the reason why it is ending in ten days.

But, presuming that the world is going to end, apocalypse and the reign of antichrist comes around, what would you like to do at this very moment? I think I would like to sit on a beach with a drink in my hand in some f*cking hot place (Bali sounds good) and admire.
Admire what? How this whole THE END will appear? Will we die in the fires of nukes because some cleaner will push THIS red button in the Kremlin? Huge meteorite will hit the Earth? Maybe Gog and Magog will appear, or the Beast of Apocalypse? Maybe Sköll and Hati will caught their preys and Ragnarök – dawn of gods, will occurr.
Or maybe, suddenly, there will be nothing?

Do you have any ideas? What would you do if you had last ten days before the Four Horseman of the Apocalypse start their final ride? And more over, is there anyone who believes in the end of the world and despite that is still using a computer?


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rysiek z Klanu szefem mafii!



"Pewnego dnia kupię sobie psa, przynajmniej będę miał co kopać z rana"

Pidżama Porno, Goszka





Już w piątek sobie umyśliłem, że dzisiaj napiszę o psach. I tak się składa, że dzisiaj pojawiła się nowa reklama społeczna psów właśnie dotycząca. Co prawda odbiega od mojego pierwotnego pomysłu, ale warta jest wpisu
.


Piotr Cyrwus aka  Rysiek z „Klanu” pokazuje twarz twardziela (swoją drogą całkiem „nie w tamburyn”) i mówi o tym jak psów nie traktować. A więc NIE bić, NIE kopać, NIE wyrzucać z samochodu, czy też NIE przywiązywać do drzewa w lesie, a także NIE zostawiać w samochodzie. Ja do tego dodam głodzenie, tresowanie aby były agresywnym przedłużeniem „ego” właściciela i wrzucanie w worku do rzeki.

 Spot Mafia dla psa jest moim zdaniem świetny.Niby czerstwy, a jednak nie tak do końca. I kilka razy nawet mnie rozbawił. Pikanterii dodaje język, który nie jest ocenzurowany, a „kurwa”, czy „chuj” pada w krótki i regularnych odstępach czasu. No i dobrze, bo to o czym traktuje też słodkie nie jest i słodka reklama z wielkookim szczeniakiem mniej by zdziałała.Całość spełniła w moim przypadku zadanie i zachęciła do wsparcia inicjatywy.  Reklamę możecie obejrzeć poniżej, albo tutaj:


Kwestia psów odżywa co roku w okolicy świąt.Tym razem chodzi o traktowanie psów w ogóle, na Święte chodzi o ich kupowanie na prezenty. Co roku nie rozumiem jak można być takim idiotą, żeby na święta sprawić DZIECKU szczeniaka. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze, żeby dziecko nie było na tyle duże, żeby móc same z tym psem wychodzić. Wtedy jasnym jest, że takiego psa kupuje się sobie, bo dziecko będzie mieć z nim kilka dni radości, a potem się znudzi. Może też czworonoga znielubić, bo stanie się on centrum rodzinnego życia na jakiś czas.

 I dlatego nie rozumiem dorosłych ludzi mówiących o kupnie psa na święta. No i jeszcze jedno. Pies rośnie i to czasami całkiem sporo(bo mówimy o psach, a nie wyrośniętych szczurach), do tego wymaga pewnej dozy uwagi i regularnego ruchu a świeżym powietrzu. Jeżeli więc zagłodziłeś już rybki, przyskrzyniłeś chomika tapczanem lub zgubiłeś żółwia, to wiedz, że pies nie jest nalepszym pomysłem na pdchoinkowy prezent.

Do tego pamiętaj, że generalnie schroniska są przepełnione, a warunk jakie w nich panują nie są najlepsze dla czworonoga, a ludzie,  Jednym słowem daj mu szansę do fajnego i radosnego życia i nie kupuj szczeniaka tylko po to by zaspokoić macierzyńskie (lub tacierzyńskie) instynkty, widzimisię syna/córki, lub aby pokazać, że masz hajs więc kupisz rasowca za kilka tysięcy. W końcu ktoś inny zaopiekuje się nim lepiej, a do tego nie będziesz skończonym burakiem.

No i zapomniałbym, wejdźcie na stronę akcji i dorzućcie piątaka., bo szkoda psiaka.



czwartek, 6 grudnia 2012

IDEA



Tak sobie wymyśliłem, że raz w tygodniu będę wrzucał tutaj rzeczy, które mnie wybitnie zainteresowały w mediach (z naciskiem na Nowe Media) i komentował je trochę. Jako, że w ten weekend mogę mieć problem z wrzuceniem jakiegoś tekstu, to dzisiaj wrzucę rzeczy z ostatnich paru dni, a 16.12 to, co wydarzy siędo tego czasu. Dobre w tym wszystkim jest to, że w ostatnich paru dniach zdarzyło się sporo:










1)      Ciąg dalszy problemów Natalii Siwiec  z ochroną wizerunku w sieci.

 Pisałem o tym już wcześniej. Generalnie „najbardziej gorliwa fanka EURO 2012”, chcąc sobie kiedyś dorobić, zgodziła sie na sesję fotograficzną, a potem zgodziła się na sprzedaż praw do zdjęć podczas niej wykonanych. W ten sposób stała się twarzą reklamy do rozjaśniania miejsc intymnych.



















Oczywiście jak bardzo szkodzi to wizerunkowi Siwiec nie trzeba mówić, wystarczy przeczytać wpis Kominka.  Jednak, jak tylko wieść się rozeszła, że można za kilka dolarów kupić jej zdjęcie przez internet, to inne firmy wykorzystały fakt, że temat jest głośny i poszły za ciosem. Wszak w Internetach marka Natalii Siwiec jest w chwili obecnej mocno rozpoznawalna. Efekt tej pracy możemy obserwować poniżej:



 
O tym, że taki, bądź co bądź, nie zachęcający do współpracy stan rzeczy można jeszcze odmienić pisał MediaFun.










Niemniej druga fala reklam z N.S. w roli głównej nie miała już takiej mocy. Na Facebook’u można jeszcze było uświadczyć udostępnienia i polubienia, ale bez takiego szału jak przy kremie. Zresztą temat został wyparty przez inne wydarzenie, które jest szeroko komentowane nie tylko w internecie, ale też klasycznych mediach. A mianowicie:


2)      Gołe torsy, kupa chajsu i  podrobione legitymacje prasowe, czyli Agent Tomek na tapecie.




Na początku tego tygodnia większe portale informacyjne i niektóre brukowce opublikowały zdjęcia przedstawiające posła Tomasza Kaczmarka bez koszuli nad walizką pełną pieniędzy. W ciągu kolejnych dni w sieci pojawiały się kolejne zdjęcia posła z imprez z czasów gdy był agentem CBA i brał udział w akcjach skierowanych przeciw Beacie Sawickiej i Monice Marczuk.

Cała sprawa zataczała coraz szersze kręgi (zahaczające o Jolantę Kwaśniewską i jej męża), aż w końcu zaczęła przycichać. Stała się drugorzędna. Co prawda, cały czas można znaleźć jeszcze jakiś artykuł (jak ten) ją wspominający, ale wydaje mi się, że przy braku nowych dowodów sprawa do końca tygodnia umrze śmiercią naturalną.

W chwili obecnej Tomasz Kaczmarek poinformował prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez dziennikarzy GW, a Agora pozywa agenta Tomka za zniesławienie podczas poniedziałkowego programu na antenie Polsat News. Oprócz tego toczy się postępowanie mające na celu sprawdzenie, czy agenci mogli podrabiać legitymacje prasowe podczas wykonywania zadań służbowych.

3)      Reklama Poznania.

Poznań szuka profesjonalistów. I to  w wielu miastach. Krótko mówiąc nowa kampania miasta mająca na celu zwiększenie zainteresowania Poznania jako miasta wartego uwagi przy wyborze miejca pracy oraz inwestycji. W końcu jak zatrudniają profesjonalistów, to będzie kto miał nam ten biznes kręcić.







W większych miastach Polski pojawiły się plakaty mówiące o tym, że Poznań zatrudni Krakowianina, Warszawiaka itp. Wzbudziły szum medialny, sporo negatywnych komentarzy mieszkańców miast, do których były adresowane reklamy ale chyba tylko Szczecin podjął wyzwanie i odpowiedział (tylko w sieci), a do tego zrobił to całkiem sprawnie i ładnie.


Sam pomysł według mnie dobry, moje pytani brzmi, czy w Poznaniu brakuje specjalistów? Bo z tego co wiem, to rzesza ludzi szuka tam pracy, no ale może ich kwalifikacje nie są wystarczające?


To wszystko w tym tygodniu. Więcej w niedzielę 16.12. Mam nadzieję, że nadchodzące święta przyniosą sporo ciekawostek.

PS. Szukam tytułu do tego cyklu, jakieś pomysły? Propozycje?

niedziela, 2 grudnia 2012

I am (was) a walrus/Byłę morsę




Byłę  morsę

Jak pewnie część z was wie z listopadzie zaangażowałem się w  akcję Movember. Przez ponad miesiąc (powinno być dokładnie 30 dni, ale trochę oszukiwałem) nie goliłem wąsa. Co do reszy paszczy, to przystrzygłem się tylko raz. Generalnie wiedziałem na co się piszę i jak będzie wyglądała moja „broda”, ale i tak nie było łatwo.

Jedynym plusem całej tej akcji jest to, że rzeczywiście mnóstwo osób pytało się mnie dlaczego mam wąsa i czy teraz to już tak na zawsze, bo wygląda to dosyć dupnie. No to im tłumaczyłem, że Movember, że rak prostaty, że profilaktyka itp.

Minusów za to jest od groma:
- w czasie rośnięcia swędzi toto niemiłosiernie
- rośnie nierówno i ma tendencje do skupiania się po bokach (uniemożliwiło mi to podczas wczorejszego golenia zrobienie sobie na chwilę wąsika a’la Adolf)
- wygląda się jak wiecznie zaspany i niezadabny (to wina generalnego nie golenia, a nie tylko wąsa)
- po 3 tygodniach wąs jest na tyle długi, że czuje się go przy jedzeniu i piciu. Nie mam pojęcia jak wąsacze mogą z tym wytrzymać... Toż to niechigieniczne, niefajne i przede wszystkim wkurzające.

Pewnie bym mógł jeszcze kilka wymienić, ale nie o to chodzi. Bo pewnie za rok zrobię to jeszcze raz, tylko tym razem zarejestruję się na stronie gdzie będę mógł zbierać pieniądze (niestety ze względu na brak filii w Polsce, nie mogą one być przeznaczone na wspieranie badań nad męskimi nowotworami w Polsce).  Bo cała ta akcja jest ważna. Bo trzeba edukować i uświadamiać. Do tego podobają mi się wydarzenia, które są organizowane w trakcie tego miesiąca. Sam brałem udział w MoRun i wielce sobie chwalę tą imprezę.

Most of you should know that in November I got involved in the Movember action. For over a month (should have been 30 days, but I was cheating a little bit) I haven’t been shaving my moustache. The rest of my face was trimmed only once. I knew that it wouldn’t be easy from the very beginning but it didn’t make growing the moustache easier.

The biggest pro of the whole action was that it really drew attention. A lot of people, at work and friends, were asking me why I was growing a moustache and is it going to be like that forever. Most of them admitted that it didn’t look good. Well it just gave me an opportunity to explain and talk about Movember, cancer and the importance of prophylactics.
There are many more cons though:
-         Growing a beard is itchy
-         Moustache is not growing equally and tends to grow more on sides (it disallowed me to have a moustache a’la Adolf for a little bit)
-         Made me look like I was permanently not looking after myself and being late in the morning
-         After 3 weeks, the moustache became long enough to start to annoy me. I felt it during drinking and eating and I don’t understand how it is possible to live with a moustache through the life. It’s neither hygienic nor cool.
But fun is not the most important part of it. Definitely next year I will get involved in it again but I will register to raise money this time because education is important. Above all, I like the events going on through the whole month. I took part in the MoRun in London andI think that it was great.