poniedziałek, 15 października 2012

Inni biorą, ja też biorę.

Picture from http://www.pezcyclingnews.com
Przed chwilą przeczytałem w Gazecie Wyborczej wywiad z Cezarym Zamaną. Tłumaczy on w nim, że fakt brania EPO i innych środków wspomagających przez kolarzy jest czymś normalnym. Bo ktoś kiedyś zaczął brać, więc inni brali aby ich dogonić. W ten sposób pętla się zamyka i równie dobrze można by uznać, że doping jest legalny i znieść jego zakaz. Ale do czego by to doprowadziło? Czy powinno się szukać przyczyn i tłumaczyć branie zakazanych środków wśród sportowców?


Jakiś czas temu dyskutowałem ze znajomymi, którzy na rowerach jeżdżą gęsto i często o sprawie Armstronga. Nie miałem wtedy jeszcze wyrobionej końcowej opinii na ten temat. Wynikało to w dużej mierze z braku wszystkich informacji, opublikowanych przez USADA po nagłośnieniu sprawy. Wtedy cały czas uważałem, że jednak Lance jest wielki i fakt walki z rakiem oraz powrotu do sportu stawia go w czołówce podziwianych przeze mnie sportowców. Wtedy jeszcze nie były upublicznione dowody na to, że brał i uznałem, że trzeba domniemywać jego niewinność, a nie na odwrót.
Niestety moje podejście się zmieniło dosyć diametralnie. Na gruncie upublicznionych dowodów wydaje mi się, że jakiekolwiek tłumaczenie Armstronga (czy też innego sportowca) nie powinno mieć miejsca. Mało mnie interesuje, czy miał ciężkie dzieciństwo, wpadał depresję z powodu przegranej, czy też zwyczajnie potrzebował kasy na leczenie raka (tudzież spłatę długów po tymże leczeniu, oczywiście jeżeli jakiekolwiek posiadał). Nie powinien brać i tyle. Jasne, fundacja lifestrong, to super sprawa, ale koleś stracił w moich oczach niesamowicie. Czuję się oszukany, bo wierzyłem, że wszystkie jego sukcesy były efektem ciężkiej pracy i twardości w dążeniu do celu, a nie chemii i wałków.

Nie rozumiem tego. Jasne, że w sporcie chodzi o zwycięstwo. Albo o kasę. Albo o kasę i zwycięstwo. Ale tłumaczenie, że w sumie Armstrong nie zrobił źle, bo wszyscy tak robią jest idiotyczne. Pokrętna logika "jak oni, to i ja" nie usprawiedliwia tego co się stało. Odnoszę wrażenie, że pan Zamana, który sam został pozbawiony drugiego miejsca w Tour de Pologne w 1999 roku tłumacząc Armstronga, tłumaczy siebie. Bo w końcu to nie kolarz, tylko lekarz, sponsor, trener. A jak kolarz, to z braku wiedzy, bo chciał dobrze.
Chciał dobrze, a wyszło jak zawsze.

Sport powinien być czysty, bo tylko w ten sposób pokazuje się wzory do naśladowania,  ludzi, którzy stają się inspiracją. Jasne, Armstrong zainspirował tysiące. Pytanie jaki procent z nich uzna, że "jak mógł brać Lance, to mogę i ja?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz